święta, których nie było

 4 stycznia 2024

Bycie nauczycielką wcale nie jest dla mnie łatwe. Oto ja - osoba raczej introwertyczna, podchodząca z dużą niechęcią do świąt wszelakich i raczej nie bacząca na to, że "skoro tradycja tak mówi i skoro taki jest zwyczaj..." - pracuję w miejscu, gdzie zawsze jest w moim otoczeniu większa bądź mniejsza grupa ludzi, gdzie w czasie grudniowym światełka, choinki i pierniki, a w styczniu jakieś bale się szykują. Macie ten obraz? Czasami bywa pod górkę. 

Zdarza się. 

Okazało się, że nie każdemu w mojej grupie to odpowiada. Są dzieci, które chciałyby światełek, choinek i pierników, chciałyby, bo inna grupa takie światełka, choinki i pierniki miała. Trzy dziewczyny z mojej grupy poprosiły mnie przed świętami na rozmowę (była też Ola, dziewczyny pewniej się czuły, kiedy była z nimi). No i powiedziały mi, że brakuje im takich wydarzeń w naszej grupie. Że chciałyby więcej wyjść, więcej świętowania - no, więcej tego, o czym ja w ogóle nie myślę i czego nie potrzebuję. Podziękowałam tym odważnym młodym osobom za informację i obiecałam, że po przerwie świątecznej do tego wrócimy na kręgu w grupie.

No i wróciłam. Dzisiaj. Opowiedziałam grupie to, co Wam tutaj z taką szczerością powiedziałam o sobie - jaka jestem i jak mam. Powiedziałam, że mówi się trudno - taka trafiła im się wychowawczyni, co nie znaczy jednak, że są skazani na cztery puste ściany światełek pozbawione. Zaproponowałam, żebyśmy wspólnie poszukali rozwiązania tego "supełka", bo obawiam się, że jeśli im będzie takich wydarzeń brakowało, a ja w ogóle nie będę o nich pamiętać, to takie sytuacje mogą się powtarzać. Zapewniłam ich też, że to, że ja takich "iwentów" nie lubię i nie obchodzę, nie oznacza, że nie włączę się w ich organizowanie, jeśli będą tego chcieli. 

Wzięłam kartkę, nazwałam problem i zapisałam wyrazami na jej środku. Potem zapytałam: "co możecie zrobić, jeśli chcecie, żebyśmy robili w szkole coś ponad zwykłe zajęcia?". Na początku nic nie mówili, może byli zdziwieni, że ktoś ich o to pyta? A może uważali, że takimi rzeczami zajmują się dorośli i że to ja powinnam się tym zająć? Że wystarczy, że mi teraz powiedzą, że chcą takich świąt i nie świąt i że reszta jest moja? Nie wiem. Czułam jakieś skrępowanie tą ciszą. "A może nie chcecie o tym rozmawiać, może ten temat nie jest dla was ważny?" - zapytałam. Chyba jednak był.

Najtrudniej było zacząć. Kiedy poczuli wiatr w żaglach, wypracowaliśmy rozwiązanie dla tego świątecznego supła. Jedna osoba powiedziała, że jeśli ktoś będzie chciał, żebyśmy coś zorganizowali, to powie o tym na kręgu. Ktoś dodał, że wtedy taka osoba (albo osoby) mogłaby być organizatorem, kimś, kto będzie spinał całość. Potem już było łatwo: trzeba podzielić się zadaniami, ale najlepiej tak, żeby każdy robił to, co lubi albo umie robić. A jeśli ktoś nie umie czegoś robić, to mógłby mieć takiego jakby swojego mentora, osobę wspierającą. No i trzeba wybrać termin, w jakich godzinach się to będzie odbywało i jak to wszystko przygotujemy. I trzeba ustalić, co z osobami, które nie mają ochoty brać udziału w danym wydarzeniu. I tak, trzeba będzie powiadomić rodziców o naszych planach, bo czasami ich pomoc może być nam potrzebna. Powiedzieli też coś, co było miodem na moje serce: że możemy się inspirować tym, co robią inne grupy, ale nie musimy.

Powiem Wam, że kamień z serca (z tego, co to miodu posmakowało w poprzednim akapicie). Cieszę się, że dzieci znalazły rozwiązanie. Cieszę się, że poczuły się gospodarzami we własnej grupie. I cieszę się, że mogłam w tym wszystkim pozostać sobą, że nie muszę teraz samodzielnie układać kalendarza świąt, wyjść, bali i ubierania choinki. Cieszę się, że dziewczyny przyszły do mnie przed świętami i powiedziały mi o swoich odczuciach, mimo iż nie było dla mnie łatwym to usłyszeć. Człowiek żyje na świecie w poczuciu własnej doskonałości, a tu okazuje się, że są na świecie ludzie, którym coś w tym, co robisz, nie pasuje ;). 

Piszę o tym, bo wydaje mi się to w naszym sparkowym Jeden-Trzy ważne. To, że jako nauczycielka nie muszę być jednocześnie organizatorką, wyszukiwarką, zadawaczką, proponowaczką, planistką, wskaźnikiem, rozdzielającą role itp. I że uczniowie nie muszą być tymi, którym się wszystko proponuje, organizuje, wyszukuje, zadaje, pokazuje, wyznacza... Że dzieci mogą tutaj poczuć wpływ na to, jak wygląda ich szkoła. Ich czas tutaj. Nie wpływ stuprocentowy, nie bez planu i wsparcia ze strony osób dorosłych - to nie o to chodzi. Chodzi o to, że jeśli chcesz choinki, to nie boisz się o tym powiedzieć, Że jeśli chcesz pierników, to proponujesz innym wspólnie piernikowanie. O to tutaj chodzi. No i trochę też o to, żeby zobaczyć, że są na świecie ludzie, którzy świąt nie obchodzą i że to też jest ok.

Tylko tyle i aż tyle. 

RR


Może nie ma światełek, za to nasza ściana zapełnia się propozycjami rozwiązań różnych sytuacji problemowych. I artystyczny nieład mamy! :)



Komentarze