z cyklu "okiem reportera"

Ostrzeżenie! W reportażu opisane są zdarzenia, które mogą okazać się wstrząsające dla osób, które wierzą w nieomylność nauczycieli. Osoby takie czytają tekst na własną odpowiedzialność.

Wydarzenia, o których będziemy tutaj pisać wydarzyły się w poznańskiej szkole podstawowej S., w grupie o nazwie N. 

Wszystko zaczęło się tak, jak powinno się w porządnej szkole zacząć - od pogadanki zainicjowanej przez nauczycielkę. Celem zorganizowanego porannego kręgu było pokazanie uczniom, że na rozwiązanie jednego problemu możliwe jest znalezienie wielu rozwiązań. Nasz informator donosi: "to bardzo ważne zajęcia, w tej szkole dzieci bardzo dużo uczą się samodzielności w rozwiązywaniu konfliktów i innych trudnych sytuacji". Nauczycielka zaczęła od przeczytania opowiadania, w którym jedna z bohaterek pomaga dzieciom na placu zabaw znaleźć takie rozwiązanie, żeby każde z nich mogło bawić się tak, jak chce, bez wchodzenia sobie w drogę. Po tych zajęciach - tak, jak oczekuje się tego od dobrych merytorycznie nauczycieli - zawisła w sali pomoc dydaktyczna, która miała pomóc uczniom w prowadzeniu tych - jakże trudnych w tym wieku - rozmów.


Dodatkowo, zgodnie ze scenariuszem zajęć (którym każdy szanujący się nauczyciel powinien się kierować) w sali powstało "Miejsce wielu rozwiązań", w którym to miejscu dzieci miały spotykać się na rozmowach. 


Jak widać na zdjęciu, w punkcie drugim pojawia się osoba prefekta. Jak twierdzi nasz informator, wykwalifikowany i posłuszny literze podstawy programowej specjalista: "podejrzewam, że właśnie tutaj, w osobie prefekta pojawia się pierwsza rysa na całej tej sprawie. Zgadzając się na to, żeby nazwa ucznia wspierającego innych w szukaniu rozwiązań, nawiązywała do treści książek o Harrym Potterze, nauczyciela pokazała, że dzieci mogą zmieniać scenariusz zajęć. To był elementarny błąd".

O powadze uchybienia niech świadczy zdjęcie odznaki prefekta, którą nauczycielka zaproponowała uczniom.


Od tego momentu było już tylko coraz gorzej. Nasz informator ma trudności z opowiadaniem wydarzeń, jakie następowały jedno za drugim na przełomie lat 2020/2021, są one bowiem w szanującej się szkole nie do przyjęcia. Spróbujmy je tutaj krótko zreferować.

Najpierw uczniowie-prefekci całkowicie zignorowali miejsce rozwiązań, które ze słusznym sobie autorytetem wyznaczyła nauczycielka. Jeśli ich koledzy czy koleżanki potrzebowały wsparcia w rozwiązywaniu problemów, prefekci owi zapraszali ich do swojej bazy. Tak! Uczniowie, narażając na szwank estetykę sali i całkowicie ignorując zasady bezpieczeństwa, zrobili sobie w sali BAZĘ!


Jakby tego było mało, uczniowie mieniący się prefektami samodzielnie wymyślili i napisali na komputerze (!), samodzielnie wydrukowali (!!) i bez pytania powiesili przed wejściem do owej bazy swój własny (!!!) regulamin! 


Nie dość, że dopuścili się takiej samowolki, to jeszcze użyli koloru czerwonego, o którym wiadomo od wielu dziesięcioleci, że należy tylko i wyłącznie do nauczyciela. Przypominamy naszym drogim czytelnikom, że mówimy cały czas o dzieciach w wielu od 6 do 9 lat, przecież tak małe dzieci nie potrafią samodzielnie myśleć, wymyślać regulaminów i decydować o sposobie realizowania założeń nauczyciela! To jest rzecz ustalona raz na zawsze.

Pójdźmy jednak dalej, bo to nie koniec tej historii. Otóż w styczniu bieżącego roku okazało się, że jeden z prefektów zrezygnował ze swojej funkcji (nauczycielka o tym, że uczeń z jakichś sobie tylko znanych powodów nie pełni już wyznaczonego mu zadania, po fakcie). I co zrobili uczniowie? Sami, z własnej woli? Nie pytając nauczycielki o pozwolenie? Otóż pozostali prefekci ogłosili konkurs na prefekta, który wejdzie na miejsce rezygnującego! Drogi czytelniku, poczuj proszę powagę całej sytuacji. Uczniowie w klasie samowolnie zorganizowali konkurs! Na prefekta! Chyba nie trzeba dodawać, że działanie to było zupełnie niezgodne z przerabianym tematem?


Co gorsza, chętni uczniowie zaczęli się na ten konkurs zapisywać! Tak po prostu - chodzili po sali z przyborami do pisania (BHP!) i w pozycji zupełnie nie sprzyjającej ich rozwijającym się kręgosłupom, wpisywali swoje imiona na liście.

Czujne oko naszych czytelników zapewne zauważy, że robi się coraz gorzej, bo w całą sprawę zaczyna być wmieszanych coraz więcej uczniów. A przecież to są zaledwie dzieci! O to, gdzie w tym czasie podziewała się nauczycielka, jeszcze zapytamy. Teraz jednak, dbając o ciągłość narracji, przyjrzyjmy się temu, co stało się po ogłoszeniu konkursu na nowego prefekta.

Otóż - co chyba już powinno dziwić coraz mniej, choć pewnie wcale tak nie jest - prefekci
prze-eg-za-mi-no-wa-li  swoich rówieśników! Tak! Uczniowie przygotowali test i przeprowadzili rozmowę kwalifikacyjną ze swoimi koleżankami i kolegami z klasy. Nawet pytania sobie spisali!

Nie będziemy tu mówić o błędach - chyba po tym tekście nikt nie spodziewa się, że nauczycielka tej grupy nauczy dzieci ortografii. Mili państwo, ci uczniowie zrobili sprawdzian! Coś, co należy tylko i wyłącznie do kompetencji nauczyciela! Samowolnie, samodzielnie, znowu bez pytania! 

Nasz informator, który mimo osłabienia wywołanego szokiem donosi, że nowy prefekt został wybrany.

No i teraz zadajmy sobie pytanie, które grzmi między wierszami całego tego tekstu: gdzie w tym czasie była nauczycielka? Dlaczego nie zdyscyplinowała swoich uczniów, nie pokazała im, że to ona tutaj uczy, robi sprawdziany i pisze regulaminy? 

Podawszy mu sole trzeźwiące, zapytaliśmy o to naszego informatora.
Proszę państwa, takie informacje tylko u nas, bez kolorowania i bez cienia fałszu. Zawsze szybko i zawsze na miejscu.
Otóż nauczycielka, w reakcji na te wszystkie działania uczniów.... zlikwidowała wcześniej wyznaczone przez siebie miejsce rozwiązań i powiedziała prefektom, że jeśli chcą, to mogą przekleić plakaty z żyrafą do swojej bazy.

RR

Po całym tym zdarzeniu nasz informator zażywa kąpieli w solach przeróżnych i regularnie bierze witaminy na wzmocnienie. Lekarze mówią, że powoli wraca do siebie.


Komentarze

  1. Wspaniała Szkoła - podziwiam i jestem entuzjastką takich metod pracy z dziecmi !

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szokujące. Niniejszym informuję, że czytający to czytelnik (a właściwie czytelniczka) po przeczytaniu opisu tej jakże szokującej sytuacji również potrzebował soli trzeźwiących, kąpieli solankowych i witamin na wzmocnienie. A zapewne i tak już nie dojdzie do siebie :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz