pinezki i biurko

14 maja 2021

Najpierw o pinezkach. Zaczynając pracę w Sparku przyniosłam ze sobą duże pudełko wypełnione po brzegi pinezkami - taki mój zbiór z lat pracy w innej szkole. Pinezki średnio jednak były mi w Sparku potrzebne, bo tablic korkowych tu niewiele....

A teraz biurko. Stało w sali, sama je tam postawiłam, żeby mieć przy czym siedzieć i tak dalej. Potem to biurko oddałam grupie, bo biurka świetnie sprawdzają się w charakterze konstrukcji wyjściowej do budowy bazy w sali. Biurko musiałam jednak przenieść sobie z powrotem, bo okazało się, że kiedy nie mam swojego stolika, to nie mam gdzie herbaty postawić.

Taki to był początek tej historii. Jej koniec prezentuje się mniej więcej tak:


Znaczy miałam sobie biurko... ;)

A teraz do brzegu. Nie wiem, jak to się stało, że historia pinezek i biurka tak się potoczyła. Jej obecny stan jest taki, że część dzieci stworzyła z tych dwóch przedmiotów jakąś historię. Podobno rzecz się dzieje na polu walki, jedna drużyna jest kogoś, a druga kogoś innego. Wojownicy pięknie stoją, bo mają takie nóżki, które łatwo wbić w miękkie podłoże. Można ich przemieszczać, grupować, przewracać, na zwiady wypuszczać. Nie wiem dokładnie, bo nikt mi dokładnie niczego nie opowiedział (pytałam bez sensu, kiedy chłopaki byli w ferworze...). Zanim oddaliłam się niepyszna, zauważyłam jeszcze, że magnes jest świetnym pojazdem, którym można przenieść paru wojowników na wybrane pozycje.



No dobrze, dzieci się ładnie bawią, ale o czym właściwie ma być ten tekst? 

Chciałabym, żeby ten wpis był o tym, że szkoła, podobnie jak pinezki i biurko, nie musi być tym, czym wszystkim się wydaje, że być musi. Lubię takie "podważanie" i właśnie o tym ma być te kilka zdań, które tutaj próbuję skleić - o tym, że szkoła może być jednym z miejsc, gdzie dzieci się uczą. Dowody? Proszę bardzo :).

Dałam dzieciakom krzyżówkę do rozwiązania. O ptakach. Jednym poszło szybciej, innym zajęła ona więcej czasu. Osoby, które skończyły wcześniej zaczęły pomagać tym drugim. Kto zna takie "pomaganie", że jak ktoś czegoś nie wie, to mu się podpowiada? Ha! No to posłuchajcie, co zrobiła Zuzia. Zuzia, żeby pomóc Lenie rozwiązać krzyżówkę, rysowała jej rebusy, żeby Lena sama mogła zgadnąć nazwy ptaków! Pięć lat studiów i w życiu bym na to nie wpadła! Całe szczęście, że to Zuzia (a nie ja) pomagała koleżance.

Albo inna sytuacja. Znowu zadanie, tym razem coś z matematyki. Chodzę między stołami, zaglądam w zadania i widzę wyraźnie, że Filip ma w pierwszym przykładzie inny wynik, niż reszta. Nie wiem, co mnie wtedy powstrzymało przed dobrotliwym nachyleniem się nad nim, wyciągnięciem palca wskazującego z krótkim "a sprawdź to". Kiedy po jakimś czasie wróciłam do jego stolika, Filip był już po porównaniu  swoich wyników z wynikami Igiego (z własnej inicjatywy) i już Igi stał nad pracą Filipa z linijką, żeby sprawdzić, co i dlaczego się nie zgadza. Nie, nie wytykał koledze błędu, nie wpierał mu, że on ma dobrze. Oni po prostu razem postanowili samodzielnie wykryć i naprawić błąd, który przecież gdzieś tkwił! 

To tylko dwa z wielu przykładów sytuacji, których jestem codziennie świadkiem. Założę się, że Alicja czy Asia mogłyby dopisać tutaj sporo swoich. A wszystko to jest możliwe, jeśli odsuniemy się nieco, zmienimy perspektywę i zobaczymy, że pinezki mogą być też wojownikami, biurko może być placem boju, a szkoła może być miejscem, gdzie dzieciaki mogą się po prostu uczyć. Bo, jak powiedziała Viki "Widzisz, Renata? Dzieci nawet z pinezek mogą wymyślić fajną zabawę".

Czy teraz rozumiecie, o czym jest ten tekst?

RR


Komentarze